* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

piątek, 3 maja 2024

Darko Cvijetić: Winda Schindlera

Noir sur Blanc, Warszawa 2024.

Dwa poziomy

Dwa wieżowce w Prijedorze, dwa sposoby lektury. Jeden – właściwy dzisiaj, ten z kluczem, wypełniony aluzjami do pozaliterackiej rzeczywistości i do okrucieństwa wojny. Drugi – uniwersalny, ten, który przetrwa kolejne dekady – który pokazuje specyfikę ludzkich charakterów w kompletnym oderwaniu od realiów znanych odbiorcom. „Winda Schindlera” to książka, która objętościowo przypomina raczej tomik poezji – zresztą autor jako poeta bardzo dba o to, by kolejne słowa niosły ze sobą znaczenia, żeby każde zdanie mogło wstrząsnąć czytelnikami. I tak się zresztą dzieje – drobne rozdziały, ich kolejne wersy, trzeba smakować powoli, żeby dostrzec zakodowane w nich treści i, co ważniejsze, emocje. I tak, Darko Cvijetić przeprowadza przez trudną historię, a w zasadzie jej konsekwencje w wielokulturowej codzienności. Dwa wieżowce to jak dwa światy, w których ścierają się doświadczenia, poglądy i rozczarowania mieszkańców. Wojna zmusza ludzi do porzucenia naturalnych zachowań: nagle zamiast dążyć do porozumienia, chce się zniszczyć drugiego człowieka, wykorzystać jego słabości i wyprzedzić w nienawiści. A przecież nie trzeba zbrojnych konfliktów, żeby urządzić sobie prawdziwe piekło. Autor zagląda do różnych mieszkań po to, żeby prześledzić przeżycia ich mieszkańców, a każda biografia mogłaby się spokojnie stać tematem całej książki – tu czytelnicy otrzymują życiorysy w wersji maksymalnie skondensowanej, bez upiększeń, ale też bez naturalizmu (przynajmniej wtedy, kiedy da się z niego zrezygnować): ot, wzmianki, które pozwalają na szybko wskazać lub zidentyfikować bohaterów. W ten sposób – zupełnie niespodziewanie – okazuje się, że każdy nosi w sobie wielkie dramaty i nie ma co liczyć na pomoc – to sprawia, że charaktery twardnieją i jeszcze trudniej o wyrozumiałość w sytuacjach granicznych. Ściany wielkich budynków widziały potężne tragedie – ale zamykają je w swoich ramach, nie pozwalają na wypuszczenie ich w świat, pozostawiają w hermetycznej codzienności.

Niezależnie od tego, co dzieje się w rzeczywistości historycznej, Darko Cvijetić rejestruje międzyludzkie relacje i robi to nadzwyczaj trafnie. Przekonuje czytelników do zachowań i do postaw, jakie prezentują bohaterowie – liczni i niepoznani do końca przez odbiorców (nie ma czasu ani możliwości na wiwisekcje czy choćby prezentowanie refleksji, liczą się reakcje i wydarzenia, zresztą postaci jest tu tak dużo, że trudno byłoby za każdą podążać, a większość nie decyduje się na filozoficzne analizowanie rzeczywistości). Zamiast fabuły jest tu splot drobnych intryg i spraw ważnych dla każdego z osobna – tylko w niektórych tematach bohaterowie muszą się spotkać, nawet jeśli woleliby tego uniknąć. Autor ucieka od oczywistości – nie ma tutaj schematów, które same siebie tłumaczą i wskazują jedyną możliwą drogę, każdy wątek trzeba prześledzić do końca, bo też i bohaterowie nie należą do przewidywalnych czy zwyczajnych – mimo że to zwykli ludzie z blokowiska.

Bohaterem książki staje się też narracja. Rytm tej prozy hipnotyzuje: krótkie i precyzyjne zdania, nastawienie na siłę przekazu, tempo i ciągłe zmiany obserwowanych obiektów – powracające jak refren sytuacje, do których co pewien czas autor dodaje nowe szczegóły. „Winda Schindlera” to książka budowana świadomie i dokładnie, wypełniona sugestywnymi obrazami, które składają się na wielowymiarowy portret. I w tym wszystkim odwołania do tematów wojny czy nienawiści między narodami słabnie, przygniatany przez ogromne współczucie, jakie po prostu musi pojawić się w lekturze u odbiorców. Darko Cvijetić to prestidigitator, w maleńkich tekstach wznosi cały świat, przestrzeń istotną nie tylko dla postaci.

czwartek, 2 maja 2024

Anna Szczypczyńska: Glass Hills

Luna, Warszawa 2024.

Odpoczynek

W Szklarskiej Porębie dzieje się coraz gorzej za sprawą pazerności deweloperów. Każdy, kto przyjeżdża w te tereny, chce natychmiast stawiać wielkie, zasłaniające widoki hotele – w efekcie miejscowych nie stać na mieszkania i muszą się wyprowadzać. Mila wie, że coś trzeba zmienić, najchętniej wyrzuciłaby wszystkich ważniaków z dużymi pieniędzmi – i właśnie zyskuje szansę. Trafia na nią bowiem Alex, młody mężczyzna przysłany przez ojca do sfinalizowania projektu budowy hotelu. Alex dość szybko ochrzczony przez Milę Bucem z Warszawy, to typowy karierowicz. Niszczy swoje zdrowie, wciąż wisząc na telefonie. Pracoholizm objawia się u niego kłopotami z organizmem – które Alex zawsze bagatelizuje. Zresztą ataki paniki nie przydarzają mu się zbyt często – więc da się je znieść. Z kolei Mila pracuje w klimatycznej księgarni i szuka sposobu na rozkręcenie biznesu i przyciągnięcie turystów. Posługuje się starą nokią, nie ma smartfona – i nie uważa, że coś przez to traci. Kocha Szklarską Porębę i potrafi pięknie malować – nie są to umiejętności pozwalające na wyrobienie sobie pozycji w świecie biznesmenów, ale tym Mila się w ogóle nie przejmuje. Postanawia walczyć o najbliższe otoczenie – jeśli ona tego nie zrobi, lęki miejscowych ziszczą się błyskawicznie. Na to nie może sobie pozwolić. Nawet jeśli nie dla siebie – mogłaby to zrobić dla dziadka, z którym mieszka po samobójczej śmierci matki. Szklarska Poręba potrzebuje obrońców – a nie kolejnego najazdu turystów. Mila postanawia improwizować. Ma przewagę: zna tereny i ma informacje, które mogą się przydać Alexowi. Próbuje więc niekonwencjonalnych metod – proponuje oprowadzanie po lokalnych atrakcjach nieznanych szerokim masom turystów. Warunek jest nietypowy: oderwanie od gadżetów elektronicznych. Alex stopniowo poznaje uroki otoczenia – dowiaduje się, dlaczego zachowanie go w naturalnym kształcie jest tak ważne dla miejscowych. Mila nie moralizuje i nie tłumaczy wszystkiego przesadnie, stawia na działanie, które zastąpi komentarze – a czytelnicy mogą obserwować metamorfozy bohatera. Nie zabraknie tu i wątków romansowych, chociaż nie będzie Anna Szczypczyńska wykorzystywać każdej okazji do eksponowania tego tematu. Stawia raczej na kojące i krzepiące sceny przeplatające się z niespodziankami dla odbiorców. Proponuje obyczajówkę prostą i ciekawą, alternatywną wizję ucieczki z wielkiego miasta – pozwala zrozumieć lokalny patriotyzm i miłość do miejsca silniejszą niż chęć zarobku. Jest to powieść atrakcyjna dla czytelniczek, które potrzebują ukojenia – tu liczy się właśnie spokój i rezygnacja z wyścigu szczurów, nie ma miejsca na kariery i wielkie wizje – powrót do tradycji to coś, co się sprawdzi. A że Anna Szczypczyńska przy okazji robi reklamę Szklarskiej Porębie – trudno jej się dziwić. Takie lektury przydają się czasem dla odstresowania i rozbudzania ciekawości. Nie ma wyszukanych fabuł ani skomplikowanych relacji interpersonalnych, ważna jest za to atmosfera i ogólne brzmienie. Anna Szczypczyńska dobrze sobie radzi z prowadzeniem narracji – nie szuka eksperymentów, wie, co się sprawdzi i czego oczekiwać od niej będą czytelniczki. „Glass Hills” to rodzaj baśni dla dorosłych – w sam raz na ucieczkę od problemów codzienności.

środa, 1 maja 2024

Robb Maciąg: Książka o górach

Agora, Warszawa 2024.

Ze szczytów

To, co w literaturze górskiej oczywiste dla fanów tematu, stanowi dodatkowy lekturowy smaczek, koloryt książek – czy to opowieści fabularnych czy biografii albo monografii szczytów. Jednak przydałoby się jeszcze objaśnić terminy młodszym odbiorcom (albo laikom, którzy nie są w stanie domyślić się od razu, czym jest szpej albo jak wyglądają kolejne techniki wspinaczkowe). Robb Maciąg w tomie „Książka o górach” zajmuje się podawaniem podstaw wszystkim chętnym. Teoretycznie kieruje swoją książkę do najmłodszych, tak, żeby wychować ich na amatorów gatunku – ale można jego publikację potraktować jako przewodnik dla tych wszystkich, którzy potrzebują czytelnych wyjaśnień, jednoznacznych opisów i prostego wprowadzenia do tematu. Jest „Książka o górach” wielkoformatowym i bogato ilustrowanym tomem, w którym autor przygląda się kolejnym aspektom wspinaczki i przekonuje, że góry mogą zachwycić każdego, niezależnie od wieku, płci i umiejętności. Można przecież zdobywać szczyty, ale też wybierać się na jednodniowe wycieczki, można spacerować dolinami albo chłonąć atmosferę gór dzięki lekturom. Wprowadza zatem Robb Maciąg między innymi wskazówki co do zachowania się na szlakach, uczy, czym jest GOPR i TOPR, ale pisze też o tym, skąd w ogóle wzięły się góry i jak odróżnić taternictwo od alpinizmu a alpinizm od himalaizmu. Przedstawia rodzaje wspinaczki i sprzęt niezbędny na wyprawach. Z czasem wprowadza też kolejne nazwiska – osób, które są bardzo ważne w górskim świecie. Przyzwyczaja czytelników do konkretnych postaci, a żeby jeszcze lepiej zaakcentować polskie tradycje alpinistyczne, ostatnią część książki przeznacza na zestaw sylwetek polskich wspinaczy (stosowanie określenia „wspinaczka” na kobietę, która się wspina, może momentami niepotrzebnie zaciemniać narrację): w krótkich notkach przedstawia tych, których znać trzeba.

„Książka o górach” to faktycznie ważne i cenne przygotowanie do dorosłych lektur z literatury górskiej – dzięki tak solidnej podstawie będzie można przejść do kolejnych tytułów już bez frustracji. Ta publikacja nie tylko wyjaśnia terminy stosowane w fachowej literaturze, ale też pokazuje, czym może być i jak może się objawiać miłość do gór. Wartościowa, ciekawie napisana, przygotowana z myślą o młodych czytelnikach – to książka, od której można spokojnie zacząć przygodę ze wspinaczką (w dowolnym jej wymiarze). Patricija Bliuj-Stodulska zadbała o stronę graficzną i sprawiła, że tom wypada imponująco pod różnymi względami. Warstwa ilustracyjna ma też znaczenie jako nośnik informacji – trzeba przeanalizować część rysunków, żeby zrozumieć zasady działania konkretnych przyrządów. Piękno gór objawia się tutaj na różne sposoby. Cała książka pozwala tym, którzy nie wychowywali się w górskim środowisku, zrozumieć miłość do gór w różnych jej aspektach. To znakomita podstawa, podręcznik zachowywania się na szlakach i historii zdobywania szczytów. To tom, który wprawdzie nie jest stworzony jak czytanka dla dzieci, ale zaangażuje i zaintryguje młodych czytelników. Spodoba się wszystkim, którzy chcą poznawać nowe środowiska. Jest to też rynkowa odpowiedź na zainteresowanie górskimi tematami – nie da się ukryć, powstanie tego tomu to efekt mody. Na szczęście efekt bardzo udany – czyta się tę książkę z przyjemnością, Robb Maciąg dobrze wprowadza odbiorców w zagadnienie.

wtorek, 30 kwietnia 2024

Claudia Durastanti: Obca

Czarne, Wołowiec 2024.

Dojrzewanie

Takich książek zawsze ma się za mało. Claudia Durastanti przedstawia losy rodziny, która wyróżnia się mocno – a jednocześnie tworzy swoją własną wewnętrzną mitologię, dzięki czemu można się w niej przejrzeć – i odkrywać ślady swoich doświadczeń czy relacji. „Obca” to wnikliwa i przejmująca relacja z dorastania – w obliczu prawdziwych wyzwań i komplikacji, ale też z typowymi w Bildungsroman tematami. Są tu znaki dzieciństwa, które w różnych konfiguracjach każdy przeżywał, są też obserwacje dotyczące najbliższych – i członków dalszej rodziny. Wszystko po to, żeby jak najpełniej odmalować tło do własnego portretu. Claudia Durastanti pozwala odbiorcom wejść w świat własnych wspomnień, najbliżej. Przegląda wspomnienia jak rodzinne albumy i o każdym detalu ma do opowiedzenia pełnowartościową historię. Nie tylko pokazuje, jak budowały się domowe legendy, ale także – jak funkcjonowała w niezwykłym domu. Jako córka dwojga głuchych osób musiała nauczyć się innego odbierania rzeczywistości – o tym doświadczeniu będzie jednak mówić nie po to, by wzbudzać litość albo skupiać uwagę – przydaje jej się do nadawania prozie onirycznego charakteru. Niepowtarzalność „Obcej” polega właśnie na połączeniu typowych przeżyć, będących udziałem wielu odbiorców analizujących swoje dojrzewanie – z magiczną, mocną narracją. „Obca” to niekończący się potok myśli, ani na chwilę niezwalniający tempa, wypełniony sugestywnymi obrazami i przynoszący szereg trafnych ocen rzeczywistości. Tyle że ta rzeczywistość staje się tu migotliwa i nieuchwytna za sprawą najpierw obserwacji dziecka, później – ocen dokonywanych z perspektywy czasu. Każdy dorosły – członek rodziny – zyskuje tutaj własny i nieco surrealistyczny portret, wypełniony nieistotnymi z pozoru szczegółami. Zadziwia precyzja, z jaką Durastanti jest w stanie odwzorowywać charaktery: łatwo uwierzyć w prezentowanych tu ludzi, bez względu na ich prywatne dziwactwa lub niezwykłe cechy – postacie utkane są z obserwacji i wyobrażeń, te pierwsze nadają sylwetkom prawdopodobieństwo, te drugie wpływają na niepowtarzalność wywodów. Autorka prowadzi czytelników zgodnie z osią czasu, przez dorastanie i zdobywanie doświadczeń – wykorzystuje punkty typowe dla powieści o dojrzewaniu i dla biografii – a jednocześnie unika tworzenia sztampowego życiorysu wypełnianego schematami treściowymi.

Niezwykła jest melodia tej prozy, nastawienie na plastyczność języka i intymność całej narracji. „Obca” to konfesyjna proza, w której wyobraźnia miesza się z realizmem w proporcjach nie do powtórzenia. Claudia Durastanti ani na chwilę nie traci uwagi czytelników – bo potrafi zachwycać drobiazgami, każde zdanie może stać się olśnieniem dla odbiorców połączonych podobnymi spostrzeżeniami i jednocześnie zafascynowanych sposobem widzenia i odbierania świata. Autorka nie idzie na kompromisy: nie interesują ją fabuły a obrazy, nakładające się na siebie i budujące – niemal mimochodem, przy okazji przedstawiania domowej atmosfery – potęgę jednostki. Claudia Durastanti ma w zanadrzu mnóstwo cennych komentarzy. Urzeka swoją prozą, jej stylistyką i brzmieniem. Przekazuje treści, ale jednocześnie rozsadza tradycyjne formy, porywa czytelników. Proponuje książkę inteligentną i przenikliwą, wypełnioną zagadnieniami, które każdy w jakiś sposób już poznał i oswoił – ale teraz może je odkrywać na nowo, dzięki ciekawej realizacji. „Obca” to spotkanie – efektowne i zastanawiające.

poniedziałek, 29 kwietnia 2024

Nell Grudzień: Pocałunki w ciemności

Ale, Warszawa 2024.

Zmysły

Austin ma już dwadzieścia lat, ale do tej pory był trzymany pod kloszem przez nadopiekuńczą mamę. W zasadzie trudno jej się dziwić: świat nie sprzyja niewidomym, a kilka wydarzeń z przeszłości sprawiło, że kobieta w trosce o bezpieczeństwo syna nie ufa nikomu. Tyle że Austin dojrzewa, potrzebuje trochę swobody i trochę prywatności – na co w domu rodzinnym nie ma szans. Na szczęście poza mamą opiekuje się nim też babcia, a babcia ma dość liberalne podejście do zasad. Wie, że młody człowiek może przeżywać burze uczuć i zasługuje na odrobinę wolności. Zwłaszcza że nadarza się ważna okazja. Przybywa ona pod postacią chłopaka wykluczonego ze społeczeństwa, nastolatka zbuntowanego i odważnego z rozpaczy. Tim stara się wyrwać z własnego domu, a przynajmniej dać do zrozumienia, że nie zgadza się na sytuację, w której został postawiony. Nie ma większego znaczenia, jak wygląda, chociaż ma tunel w uchu i tatuaż – do tego przynajmniej się przyznaje. To Tim pewnego dnia zwraca Austinowi jego własność na przystanku. Od niespodziewanego spotkania zaczyna się piękne pierwsze uczucie dwóch potrzebujących się nawzajem chłopaków.

Austin na kolejnych spotkaniach uczy się, jak zaufać sobie. Przeżywa kolejne pierwsze razy – i nie chodzi tu o erotyczne doświadczenia, chociaż takie też muszą nastąpić. Austin poznaje świat, który chce mu pokazać Tim – przekonuje się też, jak to jest bać się, że ukochana osoba zniknie bez uprzedzenia – a to musi się zdarzyć przy takim niespokojnym duchu. Tim jest spragniony uczucia i bliskości, wie, jak urozmaicać randki, żeby Austin nie czuł się gorszy. Wprowadza go w dorosłość stopniowo i przez zabawę: jest coś rozczulającego w radości pierwszych randek, które są jednocześnie otwieraniem zmysłów na otoczenie. Oczywiście w tej relacji ważne jest też odkrywanie siebie, bohaterowie potrzebują siebie nawzajem – zapewniając sobie azyl i wytchnienie. Mogą mieć na siebie większy wpływ niż im się wydaje. Nell Grudzień stara się, żeby nie była to banalna propozycja o gejowskiej pierwszej miłości – dba o tło wydarzeń. Równie staranna jest w odwzorowywaniu rzeczywistości odbieranej przez Austina: stawia na różne zmysły, akcentuje możliwości dowiadywania się czegoś o świecie – warto na takie detale zwracać uwagę.

„Pocałunki w ciemności” to powieść young adult, dość prosta w narracji, ale ciekawa mimo świadomości kierunku fabuły. Autorka wykorzystuje dość typowe schematy: kontrastuje bohaterów i ich środowiska, oczekiwania i doświadczenia. A jednocześnie pokazuje, dlaczego ich spotkanie jest tak ważne dla rozwoju (nie tylko uczucia). Bohaterów czekają radości i rozczarowania, a wszystko w przyspieszonym tempie. Nell Grudzień tworzy książkę wykorzystującą nowe trendy w znanym gatunku – ale potrafi zaintrygować odbiorców i przekonać ich do świata swoich postaci. Nawet kiedy decyduje się na uproszczenia lub przesadę w niektórych wątkach (Austin non stop płacze z byle powodu), radzi sobie z odwzorowywaniem emocji i uczuć – jest też precyzyjna w charakterach, tu się sprawdza. „Pocałunki w ciemności” to zatem czytadło, które przypadnie do gustu nastoletnim odbiorcom. Autorka przypomina, dlaczego zawsze warto walczyć o spełnienie swoich marzeń – i daje nadzieję, na pozytywne rozwiązania najbardziej beznadziejnych sytuacji.

niedziela, 28 kwietnia 2024

Murong Xuecun: Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhanu

Czarne, Wołowiec 2024.

Tajemnica

Murong Xuecun we wstępie do książki „Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhanu” wymienia nazwiska dziennikarzy obywatelskich, którzy zostali zatrzymani i skazani za ujawnianie prawdy – wbrew działaniom rządu. Przedstawia też własny strach – dramatyczną walkę o to, żeby zdobywać informacje i dziwne telefony zaburzające poczucie bezpieczeństwa. Kończy książkę z daleka od własnego kraju – ale i wcześniej podjął odpowiednie środki ostrożności: bezpieczne konto, maile z fragmentami tomu i przyjaciel, który wie, że w razie czego musi zająć się opublikowaniem reportażu. To wszystko tylko podbije zainteresowanie tomem „Śmiertelnie ciche miasto” – chociaż i tak temat jest na tyle nośny, że problemów z podbiciem rynku Murong Xuecun mieć nie będzie. Odnosi się bowiem do pandemii i do czasu oraz miejsca, w którym wszystko się zaczęło. Przedstawia Wuhan i okolice z pierwszych chwil lockdownu: zbiera historie ludzi, którzy musieli się zmierzyć z najtrudniejszym wyzwaniem.

Pierwsze momenty z nowym koronawirusem to zestaw pytań bez odpowiedzi. Ale chaos potęgowany jest jeszcze przez działania rządu. Władze robią wszystko, żeby zamaskować bezradność – a nie istnieją jeszcze scenariusze postępowania w sytuacji tak bardzo kryzysowej. Jednak autora tej książki nie interesują problemy na linii rząd – społeczeństwo – sprawdza za to, jak konkretni i cisi bohaterowie zderzają się z sytuacją bez precedensu – i muszą walczyć o przetrwanie dla siebie i bliskich. Oczywiście zagadnienia te wychodzą poza ramy kulturowe Dalekiego Wschodu, bo autor bazuje na emocjach znanych czytelnikom na całym świecie. Podstawowy motyw to dramatyczne szukanie ratunku dla umierających bliskich: każdy chce kogoś ocalić: rodziców czy małżonków. Szpitale przepełniają się błyskawicznie i nie przyjmują chorych (a przecież nie tylko covid szaleje), lekarze i pielęgniarki sami zamieniają się w źródła zarazy: nie mają szans na odbycie kwarantanny, zresztą takie środki zapobiegawcze jeszcze nie funkcjonują. Część lekarzy, widząc, co się dzieje, nawołuje do noszenia maseczek i przestrzegania zasad higieny – ale kasandryczne komentarze nie znajdują posłuchu. Ludzie muszą zarabiać na życie – i decydują się na zawody obarczone sporym ryzykiem. Najczęściej ryzyko wiąże się nie tylko z kontaktem z chorymi – ale także z łamaniem przepisów: bo jeśli wstrzymany został ruch uliczny, bocznymi drogami można transportować ludzi i towary. Istnieje przecież zapotrzebowanie – a każdy chce przetrwać. Murong Xuecun rozmawia z ludźmi, którzy na początku pandemii musieli zmierzyć się z wielkimi wyzwaniami, doznali największych strat albo przekonali się, że mogą liczyć wyłącznie na siebie. Pandemiczne opowieści są zróżnicowane – ale sprowadzają się do jednego wniosku o sile ludzi i słabości rządzących. To nie oznacza, że książka jest tendencyjna lub nieciekawa – dla zwykłych odbiorców to źródło wiedzy na temat relacji społecznych i koszmarów związanych z chorobą w pierwszych tygodniach, ale też źródło potężnych uczuć, zarówno w lekturze jak i w egzystencji rozmówców. Murong Xuecun zbiera materiały mimo lęku – obserwuje, co dzieje się w strefie zero i jak pandemia zmieniała życie jednostek, rodzin i mieszkańców – wiele tu jednak spostrzeżeń uniwersalnych, zjawisk, które dają się przełożyć na doświadczenia ludzi na całym świecie. Murong Xuecun dociera do ludzi, którzy swoją przeszłością mogą potwierdzić krążące o chorobie sensacyjne informacje – i przedstawia ich intymne zwierzenia. O tym reportażu długo nie można zapomnieć.

sobota, 27 kwietnia 2024

Ewa Podleś: Pops i Boti uczą angielskiego. Części ciała / Liczby

Nasza Księgarnia, Warszawa 2024.

Ćwiczenie słówek

Ewa Podleś tworzy komiksową historyjkę pozwalającą dzieciom na poznawanie i ćwiczenie angielskich słówek z nietypowymi bohaterami. Pops i Boti są jak przeniesieni z wyobraźni Jima Hensona, przynajmniej w łączeniu dziwnych gatunków niby potworów. Pops to wielki puchaty stworek z pojedynczym czułkiem-antenką, Boti – wygląda jak opasła pszczoła z malutkimi skrzydełkami. Ci przyjaciele doskonale się ze sobą dogadują i stają się przewodnikami po świecie angielskiego. Krótka kartonowa książeczka przynosi w tym wypadku dwa zestawy słówek – liczby (od 1 do 10) i części ciała (ale nie tylko ciała człowieka – zwierząt i potworów też, dzięki czemu lektura od razu staje się ciekawsza).

Pops wybiera się na prześwietlenie, na które chodzi raz do roku – co staje się okazją do sprawdzenia, co ma w środku. W poczekalni pomaga jeszcze policzyć paluszki napotkanej bohaterce (ni to kurze, ni to innej włochatej kulce), a żeby dzieciom utrwaliło się liczenie – Boti zmusza je do naciśnięcia przycisku dzwonka dziesięć razy. Doktor Potwór wykonuje prześwietlenie i przy okazji znajduje moment na nazwanie kolejnych narządów i części ciała (po angielsku). Wizyta u mechanika od robotów też pozwoli na utrwalenie wiadomości. Wszystko w atmosferze przyjemnej zabawy – niezobowiązującej przygody pełnej humoru. Ewa Podleś nie skupia się na tym, żeby co chwilę zarzucać dzieci słówkami, stara się, żeby ich wprowadzanie odbywało się mimochodem, jako dodatek do akcji – ponadto dodatek potrzebny samym bohaterom w ich działaniach. Dzięki temu, że to Pops i Boti muszą liczyć albo nazywać części ciała (choćby na wykładzie o potworach dla robotów), lekcje dla odbiorców odbywają się nienachalnie, przez to znacznie łatwiej oddalić wrażenie szkolnych zadań. Ewa Podleś może zaintrygować: nauczyć czegoś zupełnie na marginesie drobnej lektury.

Całość akcji rozgrywa się tu w komiksowych kadrach. Autorka stawia na trójwymiarowe obrazki, żeby jeszcze bardziej odejść od stylistyki podręczników. Wprowadza drobne dialogi między bohaterami (po polsku) i słówka bez tłumaczeń – trzeba z kontekstu i z rysunków dowiedzieć się, co one znaczą. To sprzyja zapamiętywaniu – ale też interaktywnej zabawie, zresztą autorka wprowadza nawet zagadkę dla dzieci – labirynt do przejścia palcem. Zapewnia zatem nie tylko edukacyjną lekturę – dodaje coś, co spodoba się każdemu maluchowi. Przyjemne obrazki także przyciągną dzieci: zwłaszcza że jedną z części ciała jest pupa potwora. Kartonowy tomik pozwala na pierwsze zetknięcie się z angielskim w formie niezobowiązującej zabawy – to propozycja doskonała dla najmłodszych. Wejście w świat lektur, które bawią i uczą jednocześnie – ale zapewniają przede wszystkim mnóstwo rozrywki. Z Popsem i Boti można spokojnie uczyć się angielskich słówek, utrwalać je i powtarzać z każdym kolejnym czytaniem tomiku. Bardzo udana propozycja – właściwie część większej serii – przyda się w każdym domu. A ponieważ rzadko ostatnio do książeczek wkraczają potwory i roboty – Ewa Podleś wygrywa także walkę o uwagę czytelników.