* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

środa, 28 marca 2012

Marcin Pałasz: Zwłokopolscy

W.A.B., Warszawa 2012.

Czarny humor i różowe okulary

Tego Marcin Pałasz jeszcze nie próbował: czarny humor w najczystszej postaci i wydestylowany absurd, dowcip momentami zahaczający o obrazoburcze wątki i absolutna odwaga w wymyślaniu fabuły. Do tego nieodłączny optymizm, sztuka patrzenia na świat przez różowe okulary. „Zwłokopolscy” nie przypominają dotychczasowych powieści tego autora – do niektórych zbliżają się jedynie dawką fantastyki, poza tym nastawieniem na przyjaźń bohaterów lekko wyobcowanych, zdystansowanych od grona rówieśników. Zresztą i ów dystans tym razem ma dość niecodzienne podłoże, bo jedna z postaci – Piter Kovvalski – nie żyje. A to i tak jeden z mniej niezwykłych przypadków. Tata Pitera pracuje w Instytucie Rzeczy Dziwnych, wujek Brunon mieszka w studni, a Egon całkiem niedawno wyszedł z lasu i próbuje się przyzwyczaić do cywilizacji – oraz do śledzącej go wiewiórki. Galerię oryginałów warto jeszcze uzupełnić o siostrę Cherubinę, która prowadzi wiadomości w lokalnej stacji Radio Hades. Marcin Pałasz wybrał humor zakorzeniony w absurdzie, ale i odrobinę w parodii, zrezygnował z cenzury – ale nie porzucił całkowicie swojego stylu powiązanego z wyraźnie ukształtowanym kodeksem wartości.

Piter, Gabi i Egon chodzą do gimnazjum i wiodą zwyczajne życie nastolatków – jeśli przymknąć oko na niezwykłości, które ich otaczają. Problem w tym, że Piterowi grozi poważne niebezpieczeństwo: znalazł się na celowniku bandytów z firmy produkującej leki. Przedstawiciele tej firmy są zdeterminowani i bezwzględni, a przy tym… potrafią wcielić się w każdą postać. Piter natomiast może liczyć jedynie na pomoc przyjaciół. O takich drobiazgach jak eksperymenty ciotki Adeli (w wyniku których kot zmienia się w tygrysa) nie trzeba już wspominać: wiadomo, że przy książkach Pałasza nie ma czasu na nudę. Odkrywczość będzie tu dodatkiem do nieustających żartów.

Pozbawiona ograniczeń związanych z tematami tabu opowieść staje się w wykonaniu Marcina Pałasza festiwalem dowcipu – także w zagadnieniach, które z racji poprawności politycznej nie trafiały dotąd nawet do dorosłej literatury rozrywkowej. W „Zwłokopolskich” nie pomija się milczeniem ani motywów związanych z płcią i homoseksualizmem, ani wątków dotyczących śmierci (która okazuje się źródłem śmiechu), ani nawet kwestii religijnych (objawienia w zamrażalniku to ostateczny dowód na uwolnienie się autora od wszelkich tabuizacji). Wszystko służy wywołaniu oczyszczającego śmiechu – to nie drwina z określonych środowisk czy satyra na odstające od normy zjawiska, a czysta i beztroska zabawa. Pałasz nie ryzykuje wiele (nawet w scenie, która przedstawia tchórzofretkę buszującą pod habitem siostry) – bo kolejne obrazki w „Zwłokopolskich” podporządkowane są komizmowi, nie złośliwości. Chociaż bez wątpienia takie nagromadzenie tematów „niebezpiecznych”, słabo akceptowanych społecznie i wykpionych mogło dać autorowi poczucie wolności.

Pałasz co pewien czas sięga po zdobycze fantastyki, ale nie powiela przy tym literackich trendów czy mód. I w „Zwłokopolskich” samodzielnie konstruuje nową rzeczywistość – dodatkowy smaczek zawiera się w fakcie, że akcja dzieje się w Pietrzykowie pod Wrocławiem: miejsce, o którym niewielu słyszało, okazuje się areną rozgrywek rodem z najlepszego filmu sensacyjnego. Sekret Instytutu Rzeczy Dziwnych i konsekwencje wynalazków cioci Adeli połączone z brawurową walką z porywaczami pokazują, jak swobodnie Pałasz czuje się w kreowanym środowisku. Ta swoboda przekłada się na sposób prowadzenia narracji. A jednak autor nie zapomina o zmartwieniach młodzieży – zwyczajnych nastolatków, którzy czasem cierpią z różnych powodów, a czasem chcieliby być po prostu zauważani. Obok akapitów, które stanowią misternie budowane żarty, pojawiają się zatem – jak u tego autora często bywa – i drobne smutki, refleksje czy zwierzenia. Pałasz udowadnia, że rozumie swoich (nie tylko młodych) odbiorców – śmieje się razem z nimi, ale i razem z nimi wzdycha nad złożonością egzystencji. „Zwłokopolscy” są zachętą do nieskrępowanego śmiechu, zwolnionego od sztucznych nakazów – poza tym jednak skrywają również zestaw uwag podnoszących na duchu. Bo nawet gdy ciało znajduje się w stanie śmierci klinicznej, można się dobrze bawić. Przynajmniej w tym niezwykłym gronie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz